Od zawsze byłam królową szkoły, wyszczekana, przemądrzała, pyskata do czasu...
To było dwa lata temu, moje 16 urodziny. Kamil podjechał pod mój dom na swoim nowym motorze (od kilku dni miał prawko i jeździł ile mógł), została godzina do mojej imprezy urodzinowej ale on uparł się że musi mi coś pokazać. Kłóciliśmy się przez chwilę, jednak ja jak zawsze mu ustąpiłam. Ile razy się kłóciliśmy- a zdarzało nam się to rzadko, byliśmy parą zaledwie od roku ale zgadzaliśmy się w niemalże wszystkim - zawsze on stawiał na swoim. Wzięłam swój kask z pokoju-czerwony z czarnym napisem "skarb"-pożyczyłam jego skórzaną kurtkę i wsiadłam za nim na motor, objęłam go w pasie i ruszyliśmy z piskiem opon. Wyjechaliśmy na prostą, Kamil coraz bardziej przyspieszał. Na drodze nie było nikogo widać, nawet jednego samochodu czy innego pojazdu. Byliśmy już przy plaży gdy coś zaczęło dziać się z silnikiem. Najpierw zaczęło lekko trząść ale udało mu się to opanować, od razu się uspokoiłam. Nagle... Nie wiem jak to się stało... Leciałam...Myślałam że umrę... Byłam tego prawie pewna... Jednak jak się później dowiedziałam ja miałam wiele szczęścia, za o Kamil już nie... Odzyskałam przytomność po kilku minutach, byłam cała obolała... Podniosłam rękę do głowy i poczułam dziwną wilgoć, po chwili zrozumiałam że to krew... Przeraziłam się okropnie... Nie mogłam sobie niczego przypomnieć... Pamiętałam tylko że czekałam na Kamila żebyśmy razem mogli pojechać na imprezę...Głowa okropnie mnie bolała... Wreszcie wspomnienia wróciły... Zaczęłam wołać Kamila... On nie odpowiadał... Nagle coś zauważyłam.... Był to reflektor motoru... Nie zwarzając na ból pobiegłam w tamtą stronę... To co tam zastałam załamało mnie... Mój Kamil leżał na piasku z jego głowy sączyła się krew... a on.. on się nie ruszał... Podeszłam bliżej padłam przy nim na kolana i zaczęłam nim potrząsać i krzyczeć żeby się obudził... Na jego twarz kapały moje łzy.... Miałam ochotę się zabić... Jednak znalazłam w sobie siłę... Sięgnęłam do kieszeni kurtki, znalazłam tam komórkę. Zadzwoniłam po karetkę, oderwałam się od niego dopiero gdy ratownicy zabrali mnie od niego siłą... Nie chciałam go zostawiać... Gdy mnie podnosili zobaczyłam to co on chciał mi pokazać. Był to wielki napis ze świec ułożonych na piasku "Skarbie, zawsze będę Cię kochał. Kamil" Znów padłam na kolana i zaczęłam łkać... To wyglądało makabrycznie, jakby to było Jego ostatnie pożegnanie...
Po tym wydarzeniu długo nie mogłam się otrząsnąć, poddałam się, odcięłam się od wszystkich, przez długi czas nie wychodziłam z domu ale teraz mam to za sobą i zaczynam wszystko od nowa. Tu w Londynie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz