sobota, 25 stycznia 2014

Epilog

Przed spotkaniem postanowiłam się położyć na chwilę. Zanim się spostrzegłam usnęłam. Po jakimś czasie obudził mnie potworny ból brzucha.... Ledwie kontaktując znalazłam komórkę i napisałam Wojtkowi krótką wiadomość "Sorki, ale dziś nie dam rady nigdzie wyjść :*". Po chwili otrzymałam odpowiedź "Co jest kochanie? Mam przyjechać??". Odpisałam "To nic takiego :) Idź na miasto z chłopakami, baw się dobrze i o mnie się nie martw :*". Znów zapadłam w sen, który był okropnie dziwny... Śniło mi się że ktoś powtarza "to twoja wina, to twoja wina" i tak w kółko. Ugh... głowa mnie okropnie bolała więc poszłam do kuchni po jakiś proszek, po drodze włączając telewizor. To co tam zobaczyłam lekko mną wstrząsnęło. Na pasku widniał napis "WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI: WYPADEK W CENTRUM LONDYNU!!! JEDNA OFIARA ŚMIERTELNA, TRZY OSOBY RANNE." W tym samym czasie na ekranie pojawił się obraz z miejsca zdarzenia i to co tam zobaczyłam okropnie mnie przeraziło. Na zdjęciu widoczny był zniekształcony samochód, który sądząc po tym jak wyglądał kilkakrotnie dachował. Dopiero gdy zrobiono na niego zbliżenie zrozumiałam do kogo należało to auto... W pierwszym odruchu rzuciłam się do telefonu i wybrałam jego numer. Kiedy nie odebrał, spróbowałam zadzwonić do Aarona lecz jego telefon też milczał, tak samo jak telefon Theo do którego zadzwoniłam jako następnego... odebrał dopiero Jack.
-Jack! co się dzieje???-krzyknęłam do telefonu.
-Nie mam siły ci tego tłumaczyć przez telefon..-westchnął-przyjedź pod ten adres
Szybko zapisałam to co mi podyktował i po zakończeniu rozmowy od razu zamówiłam taxi. Po 10 minutach byłam na miejscu. Kiedy znalazłam się pod salą operacyjną znalazłam zrozpaczonego przyjaciela.
-Jack! Jack!-potrząsnęłam nim lekko.
-Isa-przytulił mnie mocno i między spazmami szlochu wyszeptał zdanie którego tak bardzo bałam się usłyszeć-Wojtek... on.. on nie żyję...
Wtuliliśmy się w siebie i oboje szlochaliśmy, aż po pewnym czasie on się opanował a ja nadal tkwiłam w jego ramionach... Kolejny raz opłakując ukochanego.
-Kogo oni w takim razie operują?-wyszeptałam w miarę spokojna.
-Aarona, on odniósł sporo poważnych obrażeń i nie wiadomo czy przeżyje... ale jeszcze o niego walczą.
-O boże....-i znów zaczęłam rozpaczliwie szlochać.

~*8 miesięcy później*~

Nadal nie pogodziłam się w pełni ze śmiercią Wojtka, ale jestem silna... dla niego.Od dwóch miesięcy jestem z Aaronem, który mimo długotrwałej rehabilitacji nie wrócił do dawnej sprawności i musiał zrezygnować z kariery. Jak to się stało że jesteśmy razem? Ten wypadek... bardzo nas do siebie zbliżył. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie on, Theo i Jack... chłopcy są dla mnie jak rodzina. Aaron pomógł mi odnaleźć się w nowym świecie... bez Niego.... Ta droga nie należała do łatwych ale teraz jest dobrze. Za miesiąc na świat ma przyjść mój syn... nasz syn... A za 2 tygodnie zostanę panią Ramsey... Aaron wie że nigdy nie będę go kochać tak jak Wojtka, gdyż uprzedziłam go na samym początku w co się pakuję, ale on nie chciał mnie słuchać i powiedział tylko "Wiem że nigdy nie nie zastąpię Jego, ale w jakimś stopniu mnie kochasz... Wiem że nie tak jak Jego czy Kamila... ale jednak kochasz... Ja będę Cię kochać za to za dwoje... I będę ojcem dla waszego dziecka... Jeśli mi na to pozwolisz". Ma racje, nikogo już nie pokocham jak ich, ale postaram się dać mu to na co zasługuję. Miłość. I razem wychowamy syna... Naszego syna... Postanowiliśmy nazwać go Wojtek, na cześć ojca którego nigdy nie pozna.
____________________________________________________________
Kochani!
Napisanie mi tego epilogu zajęło mi sporo czasu.... Nie było to dla mnie łatwe i pisząc go rozryczałam się.
Dziękuję Wam za wspólne chwilę i mam nadzieję że spotkamy się na moim drugim blogu http://in-your-memories-is-the-solution.blogspot.com/
                                                                                                                                      Wasza, Iza <3
document.body.className = document.body.className.replace('loading', ''); }, 10);